sobota, 17 grudnia 2016

Concordia domi, foris pax !

'Biedna jesteś, on tak strasznie chrapał!' usłyszałam po pierwszej nocy z ust mojej anglojęzycznej współlokatorki. Z tego, co mi wiadomo to chrapałam ja, a R bezowocnie starał się mnie uciszać. No cóż, zmęczenie dało się we znaki...

 Pierwsze dni w nowym miejscu, niepewność, strach-przecież nigdy nie dzieliłam mieszkania z obcymi ludźmi. Utrudniona komunikacja-moje słownictwo z super przyspieszonego, 2-tygodniowego kursu hiszpańskiego w Polsce, już dawno wyczerpało swój limit.. Józek-owy ciapak, ze spolszczoną wersją imienia, gimnastykował się, jak mógł, by dotrzeć do nas po angielsku. 'I don't can't', bądź 'He like me' (mówiąc o swej partnerce), stało się normą w jego wykonaniu, a mi wbijało szpile w uszy... No, bo jak tak można?!

Motywacja, Internety-kurs hiszpańskiego dla obcokrajowców. Po paru nieudanych próbach (no tak, jesteśmy w środku trwania kursu), jedna szkoła zgodziła się mnie przyjąć. 'Masz 15 minut, żeby do nas dotrzeć, później zamykamy' powiedział głos w słuchawce. Z prędkością światła pojawiłam się pod wskazanym adresem. Imię, nazwisko, standardowe pytania-duma rozpierała mnie, że do tej pory mój biedny hiszpański mnie nie zawiódł. 'Umiesz pisać?' yyy.. co to za sugestia? Paszport, foto-los i tym razem się do mnie uśmiechnął, bo kto nosi swoje własne zdjęcie w portfelu?? Opłata 5e na 'działalność fundacji', podpis na legitce i jestem uczennicą.

Następnego dnia, jak przystało na pilną słuchaczkę, spakowałam wszystkie niezbędne fanty i ruszyłam w stronę mojej nowej szkoły. Klasa, jak klasa-ławki, tablica, tylko dlaczego nikogo nie ma? 8.50 a ja sama jak palec... 'Co Ty tutaj robisz? Nie za stara na naukę?' myślałam, a zegar odliczał kolejne minuty... Chwilę po 9 zaczęli się schodzić inni uczniowie-dlaczego wszyscy są ciapaci? 9.15 do klasy wkroczyła burza loków, od progu mówiąc 'Ooo czika nłewa' - ju takin' tu me? Z gracją napisała na tablicy swe imię i poleciła reszcie przedstawić się, dla owej czika nłewa. Gdy przyszła moja kolej, serce waliło mi jak opętane-przecież jeszcze nigdy mój hiszpański (a właściwie jego brak), nie był wystawiony na pośmiewisko publiczne... 'Jestem Lena, mam tyle i tyle lat, jestem w Barcelonie od 2 tygodni'-w tym momencie wszystkie twarze skierowane na mnie, przyjęły maskę zdziwienia. Burza pytań... Jak to 2 tygodnie? I tak dobrze mówisz? Skąd jesteś? A gdzie jest Polska? Moja nowa nauczycielka z nieco zakłopotaną miną spytała mnie, czy Polska jest w Unii Europejskiej. Nie rozumiejąc intencji jej pytania, odpowiedziałam, że owszem, (zaokrąglając) prawie 10 lat. Po tych słowach profesorka bez słowa opuściła klasę. 'No ładnie, pierwsze 10 minut a Ty już grabisz sobie u nauczycieli'-myślałam, czekając na rozwój sytuacji. Po paru (nastu) chwilach-powrót. Mój mózg pracował na pełnych obrotach, starając się zrozumieć, cóż to takiego ma mi do przekazania. 'Bo ta szkoła, to być dla uczniów nie z UE... Pan, który zapisać Cię wczoraj (piękny gest rękoma, mający wyjaśniać, że to czas przeszły), nie wiedzieć, że Polska być w UE.' 'Aha, czyli mam spakować się i wyjść, bo jakiś hiszpański baran nie wiedział, że Polska jest w Europie?'... 'Ale my naprawiać nasze błędy w przyszłości (tym razem przeciwny gest rękoma) i zrobić wyjątek-możesz zostać z nami'.

Tym oto sposobem kolejne tygodnie spędziłam na nauce hiszpańskiego, w wersji dla ciapaków. Alfabet, przedstawianie się, nauka kolorów-serio?? Pragnąc jak najszybciej mówić w owym języku, niewiele myśląc, założyłam sobie kartę w miejskiej bibliotece. Minimum 2 razy w tygodniu wypożyczałam książki (na dziale dziecięcym)-dziwny sposób na naukę języka, ale od czegoś trzeba zacząć. Międzyczasie, chodząc z mapą-zostawiałam CV wszędzie, gdzie się dało, a R nie mając wyboru-zarabiał na nas dwoje...







Pierwsza Wigilia bez rodziny, pierwszy szok, tęsknota i rozczarowanie... Mimo tego czułam, że jestem tu, gdzie chciałam być. Pierwszy dzień Świąt-pociąg, godzinka drogi i znaleźliśmy się w domu u naszych znajomych. Wtedy to właśnie powstały, narodziły się w bólu i cierpieniach-moje dready, które później będą mi towarzyszyć w wielu przygodach i podróżach...

Fac et spera!


1 komentarz: